Pierwszepojawienie. Jak wytresować smoka. Wyspa Berk (ang. Isle of Berk) — stosunkowo niewielka wyspa będąca głównym miejscem, w którym rozgrywa się akcja filmów, serialu i krótkometrażówek, a także gier. Była zamieszkiwana przez wikingów z klanu Wandali (nazywanych też berkianami), a także przez smoki. Po ataku Grimmela
Kategoria: Średniowiecze Data publikacji: Autor: Przy tekście pracowali także: Maria Procner (redaktor) Maria Procner (fotoedytor) W strachu przed ich brutalnością żyły cała Anglia i Francja. Tortury wikingów stały się niesławnym symbolem pogańskiego bestialstwa. Krwawy orzeł, patroszenie wrogów... Ale jaka jest prawda o wikińskich torturach? I które z nich były najgorsze? Jedno jest pewne: czarna legenda wyprzedzała wojowników z Północy, gdziekolwiek się udawali. Opowieści o torturach i festiwalach mordowania, jakie urządzali sobie wikingowie podczas wypraw wojennych, wywoływały wśród mieszkańców chrześcijańskiej Europy taki lęk, że często na sam widok charakterystycznych statków po prostu uciekali. Nawet Karol Wielki, usłyszawszy o flocie zbliżającej się do granic jego kraju, miał – według relacji biografów – zalać się łzami. Czego tak bardzo się obawiano? Orzeł, którego nie było Najbardziej drastyczną torturą (a jednocześnie metodą egzekucji), którą dziś przypisuje się wikingom, był tak zwany „krwawy orzeł”. Pomysłodawca tego rytualnego sposobu uśmiercania ofiary musiał być obdarzony wyjątkowo sadystyczną wyobraźnią. Wycinanie orła polegało bowiem na… wyrąbaniu siekierą żeber od strony pleców, a następnie wywleczeniu ich na zewnątrz. Finalną „dekoracją” były płuca nieszczęśnika, które rozpinano na otwartej klatce piersiowej, by przypominały skrzydła. Właśnie tą metodą, zgodnie z opisami licznych autorów sag o ludziach Północy, miał pomścić śmierć ojca Ivar Bez Kości. Skald Sigvat w swoim wierszu datowanym na 1030 rok relacjonował: „Ivar, który rezydował w Yorku, wyciął orła na plecach Aelli [z Nortumbrii – przyp. red.]”, co zostało później podchwycone przez kolejnych biografów i poetów. „Saga o Orkadach” z 1200 roku zawiera już kompletny opis rytuału – i to w wykonaniu nie samego Ivara, ale także innych wikingów. Man in Question/CC BY-SA Przez lata uważano, że ta scena z kamienia Stora Hammars przedstawia torturę „krwawego orła”. Ile jest prawdy w tych opowieściach? Cóż orzeł od wieków był kojarzony ze zwycięstwem, więc przywódcy północnych ludów z pewnością miewali jego wizerunek na chorągwiach. Tak opisuje emblemat słynnego Ragnara Bernard Cornwell w powieści „Zwiastun burzy”, drugiej części bestsellerowego cyklu „Wojny wikingów”: W końcu zobaczyłem jedną z ostatnich duńskich grup broniących się przed hordą napierających Sasów. Ruszyłem ku nim pędem i nagle rozpoznałem chorągiew, pod którą walczyli. Skrzydło orła. To był Ragnar. Nie oznacza to jednak, że uwieczniali symbol dumnego ptaka również na ciałach swoich wrogów. Współcześni historycy są raczej zgodni, iż tego rodzaju tortura nie mogła być stosowana regularnie. Dlaczego? Po pierwsze, ofiara już w początkowej fazie zmarłaby wskutek upływu krwi, na długo przed ukończeniem „dekoracji”. Po drugie, jest bardzo prawdopodobne, że cała historia została zwyczajnie zmyślona! Badacze przypuszczają, iż Sigvat mógł po prostu użyć metafory orła dopadającego zdobyczy (ptakiem byłby oczywiście Ivar, a upolowanym – Aella). A co z wyrytymi na na kamieniu Stora Hammars z Gotlandii scenami, które długo interpretowano jako świadectwo istnienia tej drastycznej tortury? Już w latach 80. w prasie naukowej pojawiły się głosy krytyczne wobec tej hipotezy. Historyczka z Yale University, Roberta Frank, dowodziła na przykład, że im młodsze relacje z egzekucji, tym bardziej są brutalne. Niewykluczone zatem, że „krwawy orzeł” był jedynie bujdą wymyśloną przez chrześcijan, wynikającą ze złego tłumaczenia i panicznego lęku. Według konkurencyjnej teorii drapieżnego ptaka nie wycinano, a rysowano na plecach pokonanego przeciwnika, by okazać swą dominację. Ale to, że najsłynniejsza wikińska tortura okazała się błędem w interpretacji, nie oznacza bynajmniej, że wojownicy z Północy nie znali i nie stosowali innych drastycznych metod… Inspiracją do napisania tego artykułu był drugi tom sagi „Wojny wikingów” Bernarda Cornwella pod tytułem „Zwiastun burzy„, wydawanej nakładem wydawnictwa Otwarte. Król Edmund i drzewo tortur Również w przypadku tego sposobu pastwienia się nad wrogiem głównym bohaterem (a raczej: katem) był Ivar, którego niejednokrotnie nazywano „najbrutalniejszym z wikińskich przywódców”. W 870 roku, po pokonaniu armii króla Edmunda we Wschodniej Anglii, zażyczył sobie, by pojmany europejski władca wyrzekł się swojej wiary. Polecił więc swoim wojownikom przywiązać go do drzewa i wychłostać. Kiedy to nie pomogło – Edmund miał bez przerwy wzywać Chrystusa, co w takiej sytuacji nie wydaje się specjalnie dziwne – obrzucono monarchę kamieniami, a następnie potraktowano jako tarczę strzelecką. Ostatecznie zrezygnowany Ivar kazał ściąć ofiarę. Historia egzekucji Edmunda szybko rozniosła się po Europie. I na podstawie tych opowieści między rokiem 985 a 987, czyli ponad sto lat później, powstała biografia władcy. Do tego czasu opisy okrucieństwa wikingów zdążyły już przybrać bardzo egzaltowany charakter. Posądzano ich na przykład o celowe odtworzenie męczeństwa ukrzyżowanego Chrystusa i świętego Sebastiana, który zginął naszpikowany strzałami. Problem w tym, iż ówcześni ludzie Północy nie mogli znać chrześcijańskich świętych, więc nawet jeśli podobieństwo faktycznie istniało, to było zupełnie przypadkowe. Autor Passio Sancti Eadmundi, Abbo z Fleury, pisał też, że po wychłostaniu skóra na plecach króla popękała i żebra stały się widoczne, co z kolei przypominało „krwawego orła”, a więc mamy już pełen zestaw okrucieństw… Najwyraźniej galopująca wyobraźnia, strach i upływ czasu znów odegrały tu znaczącą rolę. Jak faktycznie dokonał żywota pechowy władca, prawdopodobnie nie dowiemy się już nigdy. Drzewo jako centralny element tortur i egzekucji pojawiało się w przypadku jeszcze jednej metody – wypatroszenia, które również uchodzi za lubiany przez wikingów sposób zadawania śmierci. Zgodnie ze spisaną w XIII wieku Sagą o Njalu po bitwie pod Clontarf w 1014 roku pojmano apostatę Brodira i jego ludzi. Oprawcą był „nawrócony” już wojownik Ulf Niespokojny. Rozpruł on brzuch Brodira, a następnie pędził go dookoła pnia tak długo, aż wszystkie wnętrzności nie znalazły się na zewnątrz (dopiero wówczas ofiara miała zginąć). publiczna Fragment XII-wiecznej miniatury przedstawiającej męczeństwo króla Edmunda. Cała historia jest przy tym bardzo przewrotna. Z jednej strony mamy wikinga-chrześcijanina zabijającego wikinga-poganina, który do tego odrzucił chrześcijaństwo po przyjęciu święceń. Z drugiej zaś sam sposób egzekucji przypomina rytuał ofiarny, składany ku czci boga Odyna. Jaki więc był prawdziwy zamysł Ulfa, kiedy decydował o tym, jak ukarać apostatę? Także w tej kwestii historycy mogą co najwyżej snuć przypuszczenia… Wężem w bezbożnika Olaf I Tryggvason – podobnie jak Ulf – był wielkim zwolennikiem chrześcijaństwa i postanowił wprowadzić nową wiarę siłą. Nietrudno się domyślić, że wywrotowy pomysł króla natrafił w Norwegii na twardy opór. W załagodzeniu konfliktu nie pomógł z pewnością fakt, że Olaf już na samym początku swojej kampanii zamknął w świątyni 80 pogan i spalił ich żywcem. O tym, jak bezlitosny był wobec tych, opornych na chrystianizację, na własnej skórze przekonał się także Rauda z Salten. Władca obiecał mu „śmierć najgorszą z możliwych”, jeśli ten nie przyjmie nauk Chrystusa. Po kolejnej odmowie nakazał włożyć Raudowi między zęby kawałek drewna, a następnie usiłował wepchnąć w usta ofiary… jadowitego węża. Jak relacjonował poeta i historyk Snorri Sturlson, sprytny Norweg dmuchał na zwierzę, więc zabieg się nie udał. Wtedy Olaf wsunął do gardła Rauda gałąź dzięgiela i przez nią wpuścił gada, dodatkowo popędzając go gorącym żelazem. Nicolai Arbo/domena publiczna Olaf I Tryggvason chrystianizował swój naród siłą. I nie wahał się przed używaniem w tym celu tortur. Co do ostatecznego efektu egzekucji, można snuć rozmaite domysły. Snorri zapisał, że wąż „wpełzł do ust Rauda i w głąb jego gardła, aż wydrążył sobie wyjście w jego boku i Raud skonał”. Wydaje się to jednak raczej niezbyt prawdopodobne. Jeśli faktycznie w głąb jamy ustnej dostałby się odpowiednio gruby wąż, ofiara po prostu by się udusiła. Ewentualnie przestraszony gad mógł ugryźć Rauda; efekt zależałby wtedy od gatunku węża. Naturalnie występowała wówczas na Półwyspie Skandynawskim żmija zygzakowata, ale niewykluczone, że norweski król miał do dyspozycji bardziej egzotyczne „narzędzie” egzekucji. Istnieje też prawdopodobieństwo, że cała sytuacja została zmyślona, a scena znęcania się nad Raudem i bogu ducha winnym wężem była alegorią chrystianizacyjnego terroru, jaki sprowadził Olaf na Skandynawię. Brutalne… przedstawienia? W przypadku zetknięcia się zróżnicowanych kultur, posiadających mocno zakorzenione tradycje i obrzędy, często dochodzi do wyolbrzymień i przeinaczeń. Na tej podstawie powstają później legendy – takie jak te, stworzone, kiedy chrześcijanie z Europy „poznali się” z ludami Północy. Wikingowie nie znali pojęcia świętości, traktowali klasztory jako łatwe cele wypełnione wartościowymi łupami. Dlatego autorzy tekstów z tamtych czasów (głównie chrześcijanie) nadawali im bardzo mroczne cechy. Tymczasem większość ofiar najeźdźców ze Skandynawii ginęła zupełnie „standardowo” – podczas walki lub z powodu trudnych warunków w niewoli. Inspiracją do napisania tego artykułu był drugi tom sagi „Wojny wikingów” Bernarda Cornwella pod tytułem „Zwiastun burzy„, wydawanej nakładem wydawnictwa Otwarte. Stosunkowo łatwo jest jednak prześledzić tok myślowy obserwatora obrzędów religijnych, który z klasztoru trafił między wikingów. Mieszkańcy Północy mieli na przykład zwyczaj przybijania do drzew martwych zwierząt poświęconych bogom. Jak w XI wieku pisał Adam Bremeński, poganie składali w świętym gaju ofiarę w postaci osobników płci męskiej – po jednym z każdego gatunku, z uwzględnieniem konia, psa, a nawet człowieka. Z tkaniny z Oserberg wnioskuje się, że wikingowie lubili także wieszać swoje ofiary. Był to osobliwy hołd dla Odyna – patrona wisielców, który posiadał zdolność rozmowy ze zmarłymi. Snorri wspomina również o specjalnej formie obrzędu mającego na celu obłaskawienie bóstw, polegającej na „fałszywej” ofierze z przywódcy. Kiedy w trudnym okresie żadne modły nie pomagały, lokalny władca był „wieszany” na sznurze z cielęcego jelita i „przebijany” trzciną przez kapłana. Skoro walcząc o przetrwanie, ludy Północy uciekały się do takich przedstawień, jest bardziej niż prawdopodobne, że przeważająca część legend na temat ich bestialstwa została… zmyślona. A jeśli chodzi o same tortury, to na pewno pod każdym względem ustępowały tym, stosowanym niedługo później przez chrześcijańską inkwizycję. Inspiracja: Inspiracją do napisania tego artykułu stała się powieść Bernarda Cornwella pod tytułem „Zwiastun burzy”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Otwarte. To drugi tom bestsellerowej serii o burzliwych czasach wikińskich najazdów na Anglię w IX wieku. Bibliografia: David Horspool, King Alfred: Burnt Cakes and Other Legends, Harvard University Press, 2006 R. Ferguson, Młot i krzyż. Nowa historia wikingów, Wydawnictwo Dolnośląskie 2009. A. Forte, R. Oram, F. Pedersen, Państwa wikingów. Podboje – władza – kultura, Wydawnictwo Naukowe PWN 2010. Parker Philip, Furia ludzi Północy. Dzieje świata Wikingów. Dom Wydawniczy Rebis, 2016. P. Urbańczyk, Zdobywcy północnego Atlantyku, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego 2004. Kup książkę taniej na stronie wydawcy: Kup „Zwiastun burzy” Bernarda Cornwella w swoje ulubionej księgarni: Zobacz również Średniowiecze Wiciędze – słowiańscy pogromcy wikingów Była niedziela roku pańskiego 1136 roku, gdy na horyzoncie, na rzece Göta älv, która uchodzi do morskiej cieśniny Kattegat - pojawił się zarys statków, przyozdobionych... 8 stycznia 2020 | Autorzy: Marcin Moneta Starożytność Biblijni okrutnicy mieszkali w Polsce? Słynęli z okrucieństwa niebywałego nawet jak na standardy starożytności. Pili krew swoich wrogów, wznosili toasty popijając z ich czaszek, ściągali skalpy i przywieszali sobie do... 23 października 2019 | Autorzy: Marcin MonetaCzerwiec 793 roku. Mnisi z klasztoru na wyspie Lindisfarne dostrzegli długą łódź i powiewający żagiel na morzu. Ponad sto lat żyli w spokoju i ascezie, rzadko mając gości z dalekiego świata. Widząc zbliżające się czworokątne żagle nie spodziewali się zatem, że zaraz staną twarzą w twarz z uzbrojonymi w topory bojowe wojownikami z Północy. Tego dnia klasztor przestał istnieć, a wedle tradycji historycznej zaczęła się epoka wikingów. Autorem tego tekstu jest Marcin Sałański. Tekst „Wikingowie i początki ich wypraw w VIII-IX w. – prawda i mity" ukazał się w serwisie Materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach Polska. Okres zaczynający się na przełomie VIII i IX i trwający do ok. 1066-1085 r. w historii Europy przyjęło nazywać się epoką wikingów. Jest to jednocześnie okres kształtowania się znanych nam dzisiaj państw europejskich. Czy rzeczywiście jednak możemy mówić o takiej epoce? Nie ulega wątpliwości, że charakter i zasięg wypraw łupieżczych wikingów w tym okresie robi wrażenie. Niewątpliwie wpłynęły one też na życie wielu ludów i formujących się państw Europy. Trzeba jednak jasno podkreślić, że jako fenomen epoki średniowiecza wyprawy te nie zmieniły biegu europejskiej historii i w wypadku innych państw europejskich nie można mówić o epoce wikingów. Zgoła inaczej jest w wypadku samych ziem skandynawskich: wyprawy Duńczyków, Szwedów i Norwegów otworzyły przed tymi ludami świat, rzeczywiście wprowadzając je w nową epokę. Docierając do Anglii, państwa Franków, Bizancjum, Islandii a nawet wybrzeży Ameryki poszerzali swoje horyzonty, rozwijali gospodarczo, militarnie i społecznie – przygotowując się na dołączenie do chrześcijańskiej ekumeny i kultury Zachodu w X/XI w. Problematycznie przedstawia się sam charakter wypraw wikingów. Już dawno temu wybitny rosyjski badacz dziejów i kultury wikingów Aron Guriewicz podkreślał, że nie można mówić o wyprawach wikingów jako jednolitym i niezmiennym w czasie i charakterze zjawisku. Postulował on badanie ich jako szeregu różnorodnych form skandynawskiego ekspansjonizmu, wynikających z wewnętrznych przemian w społeczeństwach wczesnośredniowiecznej Skandynawii. W zależności od okoliczności bowiem wikingowie udawali się na Zachód i Południe w celu sezonowych pirackich grabieży, czasem w celu handlu i zakładania faktorii kupieckich, a czasem wikińscy hawdingowie lub królowie stawali na czele wielkich armii by zdobyć nowe tereny osadnicze, łupy lub po prostu rozszerzyć zasięg swego panowania. Bez względu jednak jak będziemy definiować „epokę wikingów” czy same „wyprawy”, ci rośli wojownicy z północy zostali na przestrzeni wieków owiani romantyczną aurą dzielnych, niezależnych i skłonnych do przemocy bohaterów i zdobywców mórz. W omawianym zaś okresie byli oni postrzegani jako niosący śmierć i zniszczenie poganie. Dzisiaj także funkcjonuje podobny obraz, ale nie ma chyba nikogo, kto by nie słyszał o wikingach i w większym lub mniejszym stopniu ich nie podziwiał. Problematyczna terminologia Termin „wiking” sam w sobie jest bardzo enigmatyczny. Jednym z pierwszych poświadczonych źródłowo przypadków jego użycia jest zapiska z staroangielskiego poematu Widsidh z VII w., mówiąca o „wikińskim plemieniu Hedobardów”. Jego znaczenie jest jednak niejasne. Kronikarz Adam z Bremy pisał np. o „piratach, których Duńczycy zwą wikingami”. Termin ten wiązano z kolei ze słowem „vik”, czyli zatoka. „Viking” miał być zatem tym „kto ukrywa się w zatoce”. Takie tłumaczenie nie pasuje jednak do zbrojnego łupieżcy - raczej do pokojowo nastawionego kupca. Łączono termin ten także z łacińskim „vicus” czyli obóz, fort, ośrodek handlowy, i to tłumaczenie zostało jednak w historiografii odrzucone. Przyjmuje się obecnie, że termin „wiking” pochodzi od czasownika „vikja” czyli „wyłamywać”, „wykręcać” lub „odchylać”. Szwedzki historyk F. Askeberg tłumaczył taką etymologię tym, iż wikingowie byli w istocie ludźmi, którzy wyłamywali się z klasycznych struktur społecznych, porzucali dom i wypływali w morze w poszukiwaniu sławy i łupów. Ciekawe jest, iż w źródłach często termin „viking” stosuje się nie w odniesieniu do jednostki, a do czynności – „udać się na viking”. W tym ujęciu wyprawa mogła mieć zarówno wymiar zbrojny, jak i pokojowy, taki związek semantyczny odnosił się bowiem do łupieżczych napadów oraz wypraw kupieckich. Jeszcze ciekawiej prezentuje się fakt, iż dla samych Skandynawów termin „viking” był często obraźliwy. Sagi wspominają o wikingach jako o okrutnych i gwałtownych łupieżcach, zaś na jednym kamieniu runicznym z Upplandu mówi się o niejakim Assurze, synie jarla Hakona, jako o „stróżu przeciwko wikingom”. Można zatem uznać, że termin ten stosowano zarówno jako określenie wyprawy zbrojnej, jak i jej uczestnika – często z pejoratywnym odcieniem. Był więc wiking wedle współczesnych żądnym łupów i sławy piratem, wojownikiem, ale czasem także kupcem i odkrywcą. Wikingowie w kulturze masowej Dzisiaj słysząc termin „wiking” wyobrażamy sobie z kolei rosłego, jasnowłosego wojownika w kolczudze, hełmie z rogami i uzbrojonego w ogromny topór, który z mordem w oczach gwałcił niewiasty, palił wsie i zabijał każdego, kto mu się sprzeciwił. Taki obraz wikingów nie powinien nikogo dziwić. Na przestrzeni wieków sami historycy wyrabiali swoje poglądy o wikingach bazując wyłącznie na przekazach pochodzących od ich przeciwników i ofiar czyli chrześcijan (głównie duchownych). Wikingowie w źródłach pisanych byli zatem zawsze przedstawiani jako krwiożerczy i bluźnierczy łupieżcy, poganie, antychryści. W jednym z przekazów dotyczących ataku na klasztor na wyspie Lindisfarne u wybrzeży Northumbrii czytamy zresztą: "w tymże roku [793 – red..] nad Northumbrią pojawiły straszliwie znaki i bardzo przeraziły jej mieszkańców: jaśniały niezwykłe błyskawice i widziano ogniste smoki lecące w powietrzu. Wkrótce po tych znakach przyszedł wielki głód, a niedługo potem, tego samego roku, pogańscy łupieżcy, niczym diabły, żałośnie zniszczyli kościół Boży w Lindisfarne, gwałtem i rzezią." Pomimo badań archeologicznych nad znaleziskami z epoki wikingów historycy analizując takie i podobne opisy wydali jednomyślny osąd, który przeniknął do kultury masowej i bardzo mocno się w niej osadził. Wikingowie zaś przez bardzo długi czas milczeli. Badania podjęte w latach 80. i 90. zarówno w środowisku anglosaskich jak i środkowo-europejskich badaczy stopniowo zaczęły jednak ukazywać ich prawdziwy, pozbawiony zdemonizowanego schematu obraz. Współczesny odbiorca kultury miał okazję już w 1958 r. poznać bliższe prawdy historycznej oblicze wikingów w filmie Wikingowie z Kirkem Douglasem i Tonym Curtisem, dzisiaj początki wikingów przypomina i przybliża współczesnemu widzowi serial kanału telewizyjnego History pt. Wikingowie, cieszący się ogromnym zainteresowaniem. Dzięki niemu wikingowie stają się ludźmi z krwi i kości, targanymi podobnymi namiętnościami co my sami. Pierwsze wyprawy O pierwszych wyprawach wikingów na Wyspy Brytyjskie wspominają dwie zapiski z Kroniki anglosaskiej. Jedna z nich mówi o pewnym incydencie, który miał miejsce w Królestwie Wessexu, za panowania króla Beorthirka (789-802). Ponoć sędzia królewski natknąwszy się na wybrzeżu na duńskich najeźdźców miał wziąć ich za kupców i zaprosić do Dorchester w celu inspekcji, został jednak zabity. Drugą wzmianką jest przytaczany powyżej opis ataku na klasztor Lindisfarne. Wydaje się, że zapiska o zabitym urzędniku królewskim na pewno nie odnosi się do pierwszej w historii napaści wikingów na Brytanię. Co innego z drugim wpisem do kroniki. Atak na Lindisfarne już wśród współczesnych rozbrzmiewał echem. Napad na ów klasztor, duchowe i intelektualne centrum Northumbrii, zszokował wszystkich. Dla wikingów jednak niebroniony, ale obfitujący w gromadzone już od 634 r., bogactwa był łakomym kąskiem. Podczas ataku wikingowie wymordowali prawie wszystkich mnichów, część z nich wzięli w niewolę – co zapoczątkowało powtarzalny w przyszłości model wikińskiego napadu. Zaraz po ataku na Lindisfarne przebywający na dworze Karola Wielkiego Alkuin, pochodzący z Northumbrii uczony, zaangażował się w kampanię moralnego wsparcia dla mieszkańców Wysp Brytyjskich. Atak, w słanych listach opisywał jako karę bożą za grzechy arcybiskupów Yorku i Canterbury, królów Northumbrii i Mercji czy mieszkańców Kentu. Nawoływał do pokuty i duchowej reformy. Atak na Lindisfarne mimo, że zapisał się w historii wielkimi literami i do dnia dzisiejszego pobudza naszą wyobraźnię, na pewno nie był jednak pierwszą taką wyprawą, jak chciała to widzieć część historiografii czy wzmiankowany powyżej serial Wikingowie, gdzie oś fabuły skupia się na organizacji przez legendarnego Ragnara Lodbroka pierwszych zamorskich wypraw na Zachód, do Lindisfarne. Wyprawy wikingów na Brytanię miały znacznie dłuższą metrykę. Wskazywać może na to pewien statut króla Mercji Offy z roku 792, w którym władca zwalniał od podatków kościoły w Kencie „wyjąwszy dostarczanie militarnego wsparcia przeciwko pogańskim łupieżcom na wędrownych okrętach”. Wynika z tego, że położony na południowo-wschodnim skraju Anglii Kent od lat musiał być obiektem wikińskich napaści. Można datować, że wikingowie Anglię napadali już od ok. 716 r., statut wymienia bowiem rządzącego w latach 716-757 króla Aethelbalda, który dał kościołom w Kencie podobny przywilej. Uwarunkowania polityczno-gospodarcze wypraw Jak były organizowane takie wyprawy? Z serialu Wikingowie widz dowiaduje się, że pierwsze wyprawy organizowane przez Ragnara Lodbroka były tylko jego inicjatywą. Zebrawszy załogę, sam opłaciwszy statek wyruszył w nieznane, wbrew woli jarla. Nie da się ukryć, że w takiej sytuacji każdy miłośnik historycznych widowisk kinowych, telewizyjnych czy teatralnych zawsze zastanawia się, czy to co ukazali mu aktorzy, reżyserzy, scenarzyści jest zgodne z prawdą historyczną. Czy tak mogło być naprawdę? Otóż, abstrahując od tego czy legendarny Ragnar zaatakował Lindisfarne czy nie, to sam sposób organizacji takiej wyprawy jest jak najbardziej prawdopodobny. Na pierwsze wyprawy udawały się bowiem głównie pojedyncze, przedsiębiorcze jednostki, które chciały zaryzykować i na własny koszt, bez królewskiego patronatu, odkryć inny świat – rezerwuar łupów i rynki zbytu dla towarów wikińskich. Największe sukcesy wikingowie zaczęli jednak odnosić, gdy za organizację wypraw odpowiedzialni stali się władcy poszczególnych królestw i władztw ówczesnej Skandynawii. Badacze, Angelo Forte, Richard Oram i Frederik Pedersen uważają, iż u podstaw sukcesu wypraw wikińskich leżała konsolidacja skandynawskich królestwa. Których? Trudno to dokładnie określić, gdyż zachowane źródła traktują wikingów jak jedną zbiorowość, nie da się więc ustalić skąd i od którego władcy dana grupa przybyła. Wikingów, którzy najechali Wessex, kronikarze nazywają np. Duńczykami z Halogalandu leżącego w Norwegii. Kronikarze nie dywersyfikują wikingów i ich władców, są oni bowiem dla nich wszyscy po prostu Duńczykami lub Normanami. Tylko nieliczni kronikarze wymieniają wikińskich królów - wspomniany już w artykule Alkuin w swoim dziele Vita Willibrordi wymienia legendarnego króla Ongendusa. Kroniki z końca VIII w. wspominają także królów Sigefrida i Godefrida. Badania archeologiczne i skąpe zapisy źródłowe wskazują z kolei, że w VIII/IX w. ziemie obecnej Norwegii, Szwecji i Danii w mniejszym lub większym stopniu były zjednoczone pod panowaniem nie więcej niż kilku królów. Po latach bratobójczych walk w VII w., jakie przewinęły się przez ziemie skandynawskie, królowie ci pilnowali pokoju w swoich krajach i miastach handlowych. Handel zaś w okresie między 500-800 r. stanowił dość ważną gałąź rozwoju Skandynawii i wykazywał duże tendencje centralizacyjne. Najlepszym tego przykładem było emporium handlowe w Birce nieopodal dzisiejszego Sztokholmu. Znajdowało się w nim silne zaplecze produkcyjne kuźnie, warsztaty złotnicze, a znalezione zabytki np. z Irlandii, innych krajów bałtyckich czy nawet Egiptu i Indii wskazują na istnienie rozległej sieci handlowej, której Birka była częścią. Królowie i skandynawscy możnowładcy dbając z kolei o rozwoju handlu oraz czerpiąc dochody z ziemi i trybutów płaconych przez podbite ludy podnosili swój prestiż i bogactwo. Do zachowania jednak pełnej władzy, pozycji i pokoju w kraju musieli przed swymi poddanymi wykazywać się talentami wojskowymi. W epoce wikingów siła króla determinowana była jego zdolnością do zebrania wojów gotowych udać się w jego imieniu na wyprawę łupieżczą. Zdolność ta była ich „być albo nie być”. Z badań przeprowadzonych przez historyków anglosaskich wynika, że w VIII/IX w. ziemie skandynawskie były na tyle rozwinięte, że królowie i możnowładcy by dalej cieszyć się ze swej pozycji i rozwoju gospodarczego musieli znaleźć ujście dla swej (i swoich poddanych) żądzy dalszych bogactw. Wyprawy handlowe i łupieżcze był z kolei idealnym sposobem na podnoszenie prestiżu oraz pozyskiwanie kolejnych zdobyczy. Europa po Lindisfarne Wyprawa 793 r. nie mogła zatem być jedyną. Już w rok po ataku na Lindisfarne nastąpiły kolejne napaści wikingów: w 794 r. na Hybrydy, w 795 r. na Skye i klasztor św. Kolumby na Ionie i na Innisboffin, w 796 r. na Irlandię i Argyll, a w 798 na Ulster. W 799 r. wikingowie zaatakowali państwo Karola Wielkiego. Ataki wikingów w IX wieku skupiły się zatem na ziemiach Szkocji, Irlandii i obecnej Francji. Nie atakowano dalej Anglii. Dlaczego? W 796 r. niewielka flotylla wikińska zaatakowała bowiem angielski klasztor w Jarrow. Atak ten był nieudany, a obrońcy wyrżnęli prawie wszystkich najeźdźców. Po tej klęsce wikingowie na ponad 40 lat zrezygnowali z ataków na ziemie angielskie. W latach 800-825 wielokrotnie najeżdżali za to klasztor na wyspie Ionie - do ostatniego najazdu doszło w 825 r. W owym okresie część braci opuściła ów święty przybytek i przeniosła się do Kells, przeorem klasztoru był jednak były rycerz Blathmacc Mac Flainda. Mnisi pod jego przywództwem stawili opór, lecz wszyscy zostali wymordowani, a klasztor całkowicie zniszczono. Wikingowie tym czasem zdążyli na ziemiach szkockich założyć swoje pierwsze stałe bazy wypadowe. Państwo Franków tymczasem do lat 30. IX odpierało z sukcesami napaści wikingów, wraz jednak ze śmiercią Karola Wielkiego i decentralizacją władzy w byłym imperium frankijskim wikingowie zaczęli odnosić sukcesy także na kontynencie. Tylko w okresie 835-837 zdążyli kilkukrotnie złupić miasto Dorestad, jedno z głównych centrów handlowych państwa Franków. W ciągu kolejnych lat posuwali się coraz bardziej w głąb kraju, aż w 845 r. splądrowali Paryż. Sukces ten, jak i kolejne, wikingowie zawdzięczali założeniu bazy wypadowej nieopodal ujścia Loary. Dobre położenie strategicznie pozwalało im zapuszczać się głęboko, w samo serce frankijskiego Cesarstwa. Do połowy IX w. wikingowie na tyle mocno osadzili się w okolicach Loary, że szybko podbili południowo-wschodnią Bretanię, a także zaczęli mocno naciskać na Akwitanię. Ataki wikingów na ziemie bretońsko-frankijskie wzmogły się po 862 r. kiedy z wypraw na Morzu Śródziemnym wrócił niejaki Hastein Duńczyk. Między 867-873 r. łupi on Bourges, Orlean, a także Angers. Aż do 882 r. był bezkarny i dopiero kiedy stanął naprzeciw całej potęgi frankijskiego króla Ludwika III musiał wycofać się nad cieśninę La Manche. W kolejnych latach działania zbrojne Franków zaczęły zmuszać wszystkich wikingów do wycofania się z ziem frankijskich. Pod koniec XI w. mieszkańcy kontynentu uzyskali taką przewagę nad najeźdźcami z północy, że ci postanowili opuścić ziemie dzisiejszej północnej Francji i zaczęli ponownie szukać szczęścia w Anglii. Nie wszyscy jednak. Na ziemiach Francji pozostał bowiem wódz wikingów nadsekwańskich Rollo. Kontynuując swoją karierę wikińskiego rabusia zmusił w 911 r. króla Karola Prostaka do nadania mu Rouen jako lenna. Z tego nadania miało się później zrodzić Księstwo Normandii, a ochrzczony Rollo przeszedł do historii jako książę Robert I. W tym samym czasie co wyprawy do państwa Franków, organizowane były także najazdy na Anglię - przerwane w 796 r., ale ok. 834 r. wznowione. W latach 40. złupiono Southampton, Portland a nawet Londyn. W tym okresie systematyczne ataki wikingów przypomniały grozę, jaka panowała w Anglii tylko w latach 793-796. Angielscy możni znowu musieli borykać się z bezlitosnymi poganami. Wikińskie ataki na wybrzeża nie wszystkim jednak były nie w smak - niektórzy lokalni władcy wykorzystywali nawet mobilność i waleczność wikingów dla własnych celów. Przykładowo, Brytowie z Kornwalii chętnie wykorzystywali ich w walkach z Wessexem i Sasami. Ataki jakie miały miejsce w latach 40. i 50. IX w. na Anglię przygotowywały z kolei grunt pod naprawdę wielkie przedsięwzięcie wikingów. Otóż w latach 60. na wyspie Thanet pojawiła się ogromna flota i horda wikingów, która zaczęła grabić Kent. Wraz z tym atakiem u wybrzeży Anglii pojawiła się flotylla i armia dowodzona przez Ivara Bez Kości i Halfdana – synów legendarnego Ragnara Lodbroka. To wojsko wikińskie, znane jako Wielka Armia, miało z kolei przywieść angielskie państewka na skraj zagłady. Jest to już jednak inna historia. Autorem tego tekstu jest Marcin Sałański. Tekst „Wikingowie i początki ich wypraw w VIII-IX w. – prawda i mity" ukazał się w serwisie Materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach Polska.Pierwszy sezon Walhalli wprowadza całkiem sporo postaci - zarówno historycznych, jak i fikcyjnych. Aby łatwiej odnaleźć się w fabule serialu, przybliżamy pokrótce ich sylwetki: Leif Eriksson - młody, waleczny wiking, przybywający z Grenlandii do Norwegii. Syn wygnanego przed laty Eryka Rudego;
Dziękujemy, że wpadłeś/-aś do nas poczytać o filmach i serialach. Pamiętaj, że możesz znaleźć nas, wpisując adres zakończenie hitowego serialu „Wikingowie” zwiastowało, że pustka nie potrwa długo. Prawdę powiedziawszy to byłem pewien, że popularność produkcji przyniesie nam znacznie więcej niż jeden serial. Okazję oczywiście wyczuł Netflix i zatrudnił nie tylko Michaela Hirsta, który odpowiadał za „Wikingów” realizowanych dla stacji History, ale również znaczną część ekipy więc powiedzieć, że „Wikingowie: Walhalla” będą kontynuacją lub spin-offem macierzystej serii. Dzisiaj Netflix udostępnił listę aktorów, którzy pojawią się w serialu. Sam Corlett zagra Leifa Eriksona Mieszkający na Grenlandii, wychowany na obrzeżach znanego świata Leif pochodzi z silnie zżytej rodziny, przesiąkniętej starymi pogańskimi wierzeniami. Nieustraszony i niezwykle wytrzymały żeglarz Leif jest naszym dostępem do świata Wikingów, w którym zachodzą gwałtowne zmiany. Frida Gustavsson wcieli się w Freydis Eriksdotter Zaciekle pogańska, ognista i uparta, Freydis jest zagorzałą wyznawczynią "starych bogów". Podobnie jak jej brat, Leif, przybywa do Kattegat jako outsiderka, ale staje się inspiracją dla tych, którzy przestrzegają starych zwyczajów. Leo Suter jako Harald Srogi Urodzony w szlacheckiej rodzinie Wikingów, Harald jest jednym z ostatnich wojowników. Charyzmatyczny, ambitny i przystojny, jest w stanie zjednoczyć zarówno wyznawców Odyna, jak i chrześcijan. Bradley Freegard jako Kanut Wielki Król Danii. Mądry, sprytny i bezwzględny wódz Wikingów. Trzyma swoich przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Jego ambicje wpłyną na bieg historii w XI wieku i uczynią go kluczową postacią epoki Wikingów. Johannes Johannesson zagra Olafa Haraldsona Olaf jest starszym przyrodnim bratem Haralda. Potężny fizycznie i ambitny, jest surowym i bezlitosnym wikingiem. Olaf jest "starotestamentowym" chrześcijaninem. Laura Berlin wcieli się w Emmę z Normandii Młoda, ambitna Emma z Normandii pochodzi z normańskiego dworu i jest z krwi Wikingów. Politycznie obyta i jedna z najzamożniejszych kobiet w Europie. David Oakes będzie Earlem Godwinem Ostatni ocalały. Główny doradca króla Anglii. Urodzony na politycznym marginesie, jego przebiegły charakter zaprowadzi go daleko. Caroline Henderson jako Jarl Haakon Wielka wojowniczka i tolerancyjna przywódczyni, Haakon rządzi Kattegatem pewną ręką. Choć jest poganką, udało jej się utrzymać Kattegat miastem otwartym na wszystkie wyznania w trudnych czasach. Będzie wpływową mentorką dla Freydis, którą będzie inspirować swą mądrością. Mówi się, że „Wikingowie: Walhalla” pojawią się na Netfliksie pod koniec 2021 lub na początku 2022 roku.Wikiński wódz z akromegalią. Z kolei Anders Winroth w pracy Age of the Vikings podaje, że badania kości 49 dorosłych osób pochowanych na cmentarzysku z okresu wikingów w szwedzkiej miejscowości Fjälkinge wykazały, że wzrost mężczyzn wahał się od 160 do 185 centymetrów, kobiet z kolei od 151 do 171. Średnia nie odbiegała od
10 nordyckich opowieści, z którymi warto się licznych podbojów wikingowie mieli największy problem z podbiciem kin i telewizji. Ale w ostatniej dekadzie odnieśli kilka znaczących sukcesów. Po trwającym sześć sezonów serialu Wikingowie (Vikings, 2013–2020) temat wziął na warsztat jeden z najbardziej cenionych twórców współczesnego kina, Robert Eggers (Czarownica…, Lighthouse). Od 22 kwietnia 2022 jego Wiking (The Northman) podbija kina w naszym kraju, wywołując szereg burzliwych dyskusji. Już wiadomo, że jest to kolejny artystyczny sukces reżysera, choć bardzo prawdopodobne, że przy budżecie powyżej 60 milionów dolarów nie przyniesie zysków z kinowych kas. Filmy o tematyce historycznej, nawet te na najwyższym poziomie (np. Ostatni pojedynek Ridleya Scotta), nie są w dzisiejszych czasach tym, co najbardziej interesuje masowego gniewu ludzi północy zachowaj nas, Panie!Filmy o wikingach to bardzo wąski nurt kinematografii (szczególnie gdy porówna się z klimatami piracko-korsarskimi), dlatego nowy film Eggersa ma niezbyt mocną konkurencję. Ale jest kilka szczególnych przypadków, które mogą z nim rywalizować, choć nie są szerzej znane (tu mam na myśli przede wszystkim islandzkie produkcje z lat 80., bo jeśli jakiś naród można uznać za specjalistów od wikińskich klimatów, to są to Islandczycy). Niniejsze zestawienie nie ma formy rankingu, tylko chronologicznego spisu 10 najciekawszych filmowych adaptacji legend o Normanach, jak nazywano wikingów w zachodniej Europie (lub Waregach – we wschodniej). Gwoli ścisłości, słowo wikingowie oznacza dokładnie wojowników wyprawiających się za morze w celu grabieży, gwałtów i mordów i może dotyczyć nie tylko ludzi północy (np. w filmie Królowa Wikingów z 1967 to określenie dotyczy Celtów). Z oczywistych względów niniejszy artykuł bierze pod uwagę tylko opowieści o nordyckich (1928), reż. Roy William Neill[aka The Viking]Film wyprodukowany przez Herberta T. Kalmusa, prezesa korporacji Technicolor, która zrewolucjonizowała kino. Czasy kolorowych filmów nadeszły po etapie udźwiękawiania, ale już w epoce kina niemego eksperymentowano z kolorem. Jednym z takich przełomowych dzieł jest Wiking w reżyserii Roya Williama Neilla, który najpierw (w 1928) trafił na ekrany jako film niemy, jednak gdy włodarze wytwórni MGM zachwycili się nowatorską stroną wizualną, postanowili film dystrybuować w wersji dźwiękowej. Nowa edycja miała premierę w 1929 roku i nie była w pełni dźwiękowa – wciąż widzowie musieli czytać plansze z opisami i dialogiem, lecz inne dźwięki (ryk lwa z MGM-u, muzyka nagrana na płycie, odgłosy tłumu, odgłosy pojedynków na miecze) były w kinie słyszalne. Jednak to głównie użycie koloru robiło wówczas piorunujące wrażenie – już w jednej z początkowych scen mamy czerwone plamy krwi kapiące na książkę po tym, jak wiking morduje jednego z została zaczerpnięta z książki Ottilie Adeliny Liljencrantz pt. The Thrall of Leif the Lucky: A Story of Viking Days (Niewolnik Leifa Szczęściarza: Historia z czasów wikingów, 1902). Opowieść zaczyna się w Anglii i jest kontynuowana w Norwegii, potem w Grenlandii, aby zakończyć się na odkryciu Ameryki. Lord Alwin (LeRoy Mason) z Nortumbrii zostaje uprowadzony i trafia do wikińskiej niewoli. Kupuje go Helga Nilsson (Pauline Starke), sierota będąca pod opieką wikinga Leifa Ericssona (Donald Crisp). Ważnym motywem filmu jest konflikt między pogańskimi wierzeniami, których zwolennikiem jest Eryk Rudy (Anders Randolf), odkrywca Grenlandii, a chrześcijaństwem wyznawanym przez jego syna, Leifa. Oczywiście więcej tu legendy niż prawdy, wikingowie noszą tu rogate hełmy, a budowa kamiennej wieży w Newport, która stoi do dziś, jest przypisywana Leifowi zgodnie z teorią głoszoną przez duńskiego historyka Carla Christiana Rafna. Przełom, jaki dokonał się za sprawą filmu, nie jest już dziś zbyt znaczący i film zniknął gdzieś w otchłani zapomnienia. Na jego niekorzyść działa też niezbyt przekonująca strona fabularna – to historia z banalnym przesłaniem o sile miłości wspieranej przez wiarę w „jedyną słuszną” (1958), reż. Richard Fleischer[aka The Vikings]W latach 50. – w ramach serii kręconych z rozmachem dramatów historycznych – powstał między innymi Niezłomny wiking (Prince Valiant, 1954) w reżyserii Henry’ego Hathawaya na podstawie komiksu Harolda Fostera. Zdobył jednak mieszane recenzje i ostatecznie nie zwrócił włożonych w niego kosztów produkcji. Realizacja kolejnego filmu o wikingach stanęła więc pod znakiem zapytania, ale podjęto ryzyko, gdy na biurko hollywoodzkich producentów trafiła książka Edisona Marshalla pt. The Viking (1951). Adaptację pod kierunkiem Richarda Fleischera nakręcono w nowoczesnym systemie Technirama, dzięki czemu kolory zostały wzmocnione, podkreślając piękno plenerów: Norwegii, Limskiego Fiordu w Chorwacji czy np. Bretanii we Francji. Tym razem wysiłek opłacił się – to był hit zarówno w Stanach, jak i za granicą. I choć w recenzjach zarzucano, iż bliżej mu do baśni lub westernu niż rasowej produkcji historycznej, to jednak na wiele lat stał się wzorem, jak powinno się robić filmy o Normanów pod wodzą Ragnara (Ernest Borgnine) i będąca jej skutkiem śmierć króla Nortumbrii stają się pretekstem do objęcia tronu przez uzurpatora i tyrana, Ellę (Frank Thring). Wdowa po poprzednim królu, Enida (Maxine Audley), spodziewa się dziecka – potencjalnej osoby, która może w przyszłości ubiegać się o tron Nortumbrii. Prawdziwym ojcem dziecka jest jednak wódz wikingów, Ragnar. Po dwudziestu latach dochodzi do spotkania niewolnika Eryka (Tony Curtis) i wikinga Einara (Kirk Douglas), którzy mają tego samego ojca, ale jeszcze nie wiedzą, że w ich żyłach płynie ta sama krew. Od pierwszego spojrzenia czują do siebie nienawiść – Eryk napuszcza na Einara drapieżnego sokoła, który pozbawia go oka, wskutek czego Einar wraz z ojcem skazują niewolnika na powolną śmierć – zostaje rzucony krabom na pożarcie. Konflikt zaostrza się, gdy obaj zakochują się w księżniczce Morganie (Janet Leigh).Poniekąd przypomina to baśń w stylu greckiego mitu z ciążącym nad bohaterami fatum. Wyczuwa się także pokrewieństwo z klasycznym westernem – podboje zachodnich krain, braterski konflikt zwieńczony pojedynkiem, główny bohater przypominający westernowego good bad guya, który mimo złych uczynków nie jest typem mordercy, lecz honorowego człowieka. Wspaniały jest finałowy pojedynek między braćmi, zarówno jeśli chodzi o wybór lokacji, wykonanie, jak i choreografię francuskiego mistrza szermierki klasycznej, Claude’a Carlieza. W następstwie sukcesu filmu powstał serial Tales of the Vikings (1959–60) opowiadający o przygodach Leifa Eriksona. Współproducentem serialu był Elmo Williams, montażysta filmu Fleischera i reżyser drugiej jednostki (prawdopodobnie odpowiedzialny za sceny akcji). Z kolei operator omawianego dzieła, Jack Cardiff, nakręcił w Jugosławii barwne widowisko Długie łodzie wikingów (The Long Ships, 1964). Produkcja ma swoich fanów, aczkolwiek nie należy do nich osoba pisząca te słowa. Na fali wznoszącej okręty wikińskie skorzystali także Włosi – w samym roku 1961 powstały w Italii: Najeźdźcy (aka Erik the Conqueror, 1961) Mario Bavy, Ostatni wiking (1961) Giacoma Gentilomo i Tatarzy (1961) Richarda Thorpe’a, gdzie przeciwnikami tytułowych barbarzyńców są zemsty (1966), reż. Mario Bava[aka Knives of the Avenger / I coltelli del vendicatore]Tak jak wielu włoskich twórców kina gatunkowego, tak i Mario Bava bronił się przed zaszufladkowaniem w jednym gatunku. Po sukcesie Maski szatana (1960) stał się mistrzem gotyckiego horroru i chociaż potwierdził to, powracając do gatunku, to próbował także eksperymentować z innymi typami rozrywki. Często były to eksperymenty operatorskie, tak jak w przypadku Najeźdźców (aka Erik the Conqueror, 1961), pierwszego filmu Bavy o wikingach. Fabuła i niektóre pomysły zostały podkradzione z Wikingów (1958) Richarda Fleischera, ale pod względem wizualnym jest to dzieło wyjątkowe – widać, że nakręcone przez artystę, który kamerą i światłem potrafi zdziałać cuda. Przez fabułę jednak uważam, że drugi wikiński film Bavy – Ostrza zemsty (1966) – jest o wiele ciekawszym widowiskiem. Nie oznacza to wszakże, iż jest to dzieło oryginalne, wciąż wyczuwalny jest wpływ amerykańskiego kina, tym razem westernu Jeździec znikąd (1953) George’a imieniem Karin (Elissa Pichelli) wraz z synem słuchają przepowiedni starej wieszczki przywołującej imię boga Odyna. W jej słowach jest zarówno pocieszenie, jak i przestroga. Zwiastuje ona nadzieję, gdyż uznany za zmarłego mąż kobiety, król Harald (Giacomo Rossi Stuart), żyje i wkrótce do niej wróci. Ale także ostrzega, że licho nie śpi, dlatego warto uciekać, trzymając się blisko morza, aby woda zmyła ślady. Ich wrogiem jest okrutny Hagen (Fausto Tozzi) pragnący poślubić Karin, by przejąć władzę nad jej klanem. Ludzie Hagena szybko odnajdują kryjówkę kobiety, ale ich zmagania z bezbronną damą zostają przerwane przez tajemniczego „jeźdźca znikąd” (Cameron Mitchell), który szczególnie dobrze posługuje się nożami. Nieznajomego dręczą demony przeszłości – w morderczym szale zemsty zabił niegdyś niewinnych ludzi, a jego imię Ator budziło strach. Teraz pragnie naprawić krzywdy i bogowie dają mu taką szansę, stawiając na jego drodze Karin i jej ciekawe, do reżyserowania filmu został zatrudniony Leopoldo Savona, który nie podołał wyzwaniu. Mario Bavę ściągnięto, by ratował projekt, a ten napisał scenariusz od początku i w krótkim czasie ukończył film. Szybko i tanio to nie są słowa, które kojarzą się z epicką produkcją historyczną czy przygodową, więc na pozór nie brzmi to obiecująco. I jeśli ktoś oczekuje spektakularnych scen bitewnych i konfliktów wyciągniętych z kart średniowiecznej historii, to będzie rozczarowany. A jednak film doskonale się broni, oferując fascynującą opowieść z pogranicza mrocznej baśni i kameralnej opowieści o próbach odpokutowania za dawne grzechy. Ostrza zemsty to przykład geniuszu Maria Bavy – dowód na to, że do nakręcenia dobrego filmu potrzebne są: solidny warsztat, dusza artysty, energia twórcza, a dopiero na kolejnym Wielki (1969), reż. Clive Donner[aka Alfred the Great]Biografię jednego z najwybitniejszych angielskich władców zrealizował Clive Donner, niemający doświadczenia w realizacji wysokobudżetowych obrazów. W efekcie powstało niesztampowe widowisko oparte na relacjach między bohaterami, a nie efektownej batalistyce. Jednak udało się uniknąć irytującej teatralnej maniery i wkroczyć też na pole bitwy. Sceny ukazujące żołnierzy w spartańskiej falandze robią wrażenie, ale obok potwierdzonych historycznie starć Anglików z Duńczykami ważne dla filmowców były również ludzkie postawy w obliczu kryzysowych sytuacji. Alfred zamiast miecza w dłoni wolałby trzymać krzyż i wznosić modły, bo czuł, że jego przeznaczeniem jest zostać księdzem. Ale gdy jego kraj atakują ludzie północy, zostaje zmuszony do zmiany życiowych planów i podejmuje rolę wojennego stratega, w której sprawdza się idealnie. Jako król Wesseksu nie odchodzi zbyt daleko od kapłańskiej posługi, bo religia jest wszędzie. Konflikt dwóch państw o odmiennych zwyczajach to także walka dwóch demiurgów: chrześcijańskiego Boga i nordyckiego boga wojny, jest adaptacją książki Eleanor Shipley Duckett. Autor scenariusza James R. Webb i producent Bernard Smith współtworzyli sukcesy historycznych westernów Jak zdobyto Dziki Zachód (1962) i Jesień Czejenów (1964), zrealizowanych dla Metro-Goldwyn-Mayer. Tym razem sięgnęli do historii Europy, plan filmowy zaś zorganizowali w hrabstwie Galway w Irlandii. W przeciwieństwie do wielkiego Alfreda, twórcy filmu ponieśli klęskę. Zarówno w starciu z krytykami, jak i publicznością film nie miał szans. Chociaż dziś można go wyróżnić jako ciekawego reprezentanta brytyjskiego dramatu kostiumowego lat 60., to trzeba też przyznać, że ma on swoje słabości, widoczne na przykład w niedopracowanych dialogach. Ciekawostką jest, że w filmie wystąpiła żona dramaturga Harolda Pintera, Vivien Merchant, która nie wypowiada tu żadnych kwestii – odmówiła wygłoszenia zdań ze scenariusza ze względu na ich poziom. Mariusz CzernicZ wykształcenia inżynier po Politechnice Lubelskiej. Założyciel bloga Panorama Kina ( gdzie stara się popularyzować stare, zapomniane kino. Miłośnik czarnych kryminałów, westernów, dramatów historycznych i samurajskich, gotyckich horrorów oraz włoskiego i francuskiego kina gatunkowego. Od 2016 „poławiacz filmowych pereł” dla współpracuje z autorami bloga TBTS ( dawniej pisał dla magazynów internetowych Magivanga ( i Kinomisja ( Współtworzył fundamenty pod Westernową Bazę Danych ( inne artykuły >>>
Osady wikingów w Polsce - gdzie ich szukać? W Polsce jest wiele śladów obecności wikingów, aczkolwiek dwa z nich przyćmiewa pozostałe. Mowa tutaj o legendarnym wręcz Jomsborgu na wyspieJak nazywali się kapłani Wikingów? W przedchrześcijańskiej Islandii pogańskie świątynie były własnością prywatną i były utrzymywane przez hofgoði or ksiądz Ze świątyni. Jak nazywa się religia Wikingów? Pogaństwo Nordic lub skandynawskie pogaństwo (w Nordic stary: heidindómr) to termin używany do opisania wspólnych tradycji religijnych wśród plemion germańskich, które zamieszkiwały kraje nordyckie przed i podczas chrystianizacji Europy Północnej. Kim byli bogowie Wikingów? Główne bogowie wikingów Thora. Dziś pojawia się w filmach, komiksach, komiksach, a nawet w płatkach zbożowych. ... Odyn. Jak wspomnieliśmy na początku, Odyn był bogiem bogowie, któremu trzeba było oddać hołd. ... Frigg. Jest żoną Odyna i macochą Thora. ... Tyr. ... Freja. ... Loki. Jak modlili się Wikingowie? L Wikingowie Nie mieli „wiary”, nie mieli „religii regulowanej” i, jak się wydaje w ogólnych zarysach – skoro nic nie wskazuje na to, że jest inaczej – nie było też jednolitości w kulcie, ani w obrzędzie, ani w ceremonii, ani w jej ewentualnym duchowieństwo. Co praktykowali Wikingowie? Pokojowi kupcy i miłośnicy miodu pitnego L Wikingowie są dobrze znani z ciągłego grabieży. Jednocześnie jednak wielu z nich żyło spokojnie jako kupcy lub rolnicy, a wiele ekspedycji miało na celu handel wymienny. Jaką religię mają Nordycy? Chrześcijaństwo, od czasu chrystianizacji powstałej między IV a XI wiekiem, jest religia miast nordycki, skandynawowie lub germański (chrześcijaństwo) Nordic, chrześcijaństwo skandynawskie i chrześcijaństwo germańskie) Jakie ofiary ponieśli Wikingowie? Wiele z tych źródeł odpowiada ofiary ludzie dla bogów nordyckich:… Ceremonie były następującego typu: z każdego gatunku żywych stworzeń płci męskiej ofiarowuje się dziewięć głów, a każda para musiała ofiarować ludzką ofiarę, której krwią zwyczajowo łagodziło się gniew bogowie. O co pyta się Odyna? pyta Odyn jego żonie Frigg (bogini małżeństwa i dzikiej natury), matce Baldera, aby wszystkie żywe istoty, wszystkie siły i wszystkie rzeczy we wszechświecie przysięgły, że nie skrzywdzą Baldera.
Uporządkuj swoją wiedzę | s. 87 Jak nazywał się jeden z wodzów wikingów, który u schyłku IX w. został księciem Nowogrodu Wielkiego? cyt. K. Jurek, Poznać przeszłość 1. Karty pracy ucznia. Poziom podstawowy, Nowa Era 2019, s. 87. Księciem Nowogrodu Wielkiego u schyłku IX w. został Ruryk (założyciel dynastii Rurykowiczów).